Już byłaś tak blisko… regularnie ćwiczyłaś, nawet zaczęło Ci to sprawiać przyjemność. Koleżanki pomogły Ci się pozbyć wszystkich zapasów wina ( wiadomo, żeby Cię nie kusiło), czekoladę oddałaś mężowi, wyciągnęłaś stare jeansy z szafy i bez wstrzymywania oddechu, z uśmiechem na ustach – udało Ci się je założyć! Ciało zrobiło się takie jakieś inne, nawet już się sobie podobałaś. I co? I szlag wszystko trafił! Dziecko zachorowało, wypadł Ci służbowy wyjazd, weekend ze znajomymi. Buty rzuciłaś w kąt, karnet przepadł i już Ci się odechciało. Znasz to?
Często zaczynamy od początku. Jesteśmy już blisko celu i nagle poddajemy się. Wynika to nie tylko z nagłych wydarzeń, ale też z tego, że jesteśmy zadowoleni z efektów i myślimy, że tak już będzie zawsze. „ Ooo, teraz to już mogę jeść, tyle schudłam, że sobie odbiję!” ? Znamy prawda? To niestety prosta droga do porażki. Jak już przyzwyczaiłaś swoje ciało do treningu, organizm do, powiedzmy – diety, nie możesz się poddać. Zazwyczaj w tym momencie robimy najgorsze z możliwych – nadrabiamy. Nic bardziej mylnego.
Pamiętaj, nie chodzi o ciągłe, ciężkie treningi i ścisłą dietę. Najważniejsze, żebyś zachowała we wszystkim umiar. Po pierwsze, robisz to dla zdrowia, sama wiesz o ile lepiej się czujesz, kiedy ćwiczysz. Po drugie – nie katuj się, ale myśl o tym co jesz i zachowaj regularność w treningach. Może to być spacer, basen, fitness, cokolwiek. Skup się na tym, żeby w nagrodę nie zjeść całej tabliczki czekolady, bo to prosta droga do jojo, a tego na pewno nie chcesz. Bądź systematyczna, a efekty nie dojść, że przyjdą szybko – to jeszcze je utrzymasz.