Wysiadam z samolotu. To nie jest mój pierwszy lot. W swoim trzydziestojednoletnim życiu odwiedziłam kilkanaście krajów. Czy się chwalę? Tak! Jestem dumna, bo patrząc z perspektywy czasu sama jestem zaskoczona, że mi się chciało. Bo każda z tych podróży, oprócz jednej, była eksploracją, odkrywaniem, setkami wychodzonych często w pełnym słońcu kilometrów, godzinami rozmów z miejscowymi, morzem zapamiętanych obrazów, które widziały moje oczy i ogromem emocji, które przeżyła moja dusza. Największe wrażenie zrobiło na mnie jednak Bali, które dziś wraca w snach i planach, bo zbliża się Women’s Life Camp Bali 2020, pierwszy taki wyjazd tylko dla kobiet!
Indonezja na lekcjach geografii była traktowana pobieżnie. Dowiedziałam się, że uprawia się tam ryż, mieszkańcy są podobni do Chińczyków i mówią w niezrozumiałym języku. Bali? To jakaś wyspa marzeń, na którą latają najbogatsi i jest tak daleko, że możesz od razu o tym zapomnieć. No cóż… trzeba to sprawdzić, bo raz się żyje, pomyślałam! Trzeba wykorzystać każdą możliwość, żeby poznawać. Poznawanie to nieustanny rozwój, na którym mi bardzo zależy.
Po kilkunastu godzinach podróży, podekscytowana i przerażona jednocześnie jestem dwanaście tysięcy kilometrów od domu. Środek nocy, uderza mnie fala gorąca, ale nie takiego, jak w Katarze (miejscu przesiadkowym w drodze na Bali) – kiedy trudno było złapać oddech, tutaj panuje klimat równikowy, jest bardzo ciepło, ale mogę swobodnie oddychać. Przekraczam próg lotniska, teraz uderza mnie przejmujący, kwiatowy zapach, który wypełnia całą halę. Chcę krzyczeć z radości i płakać jednocześnie, nie wierząc w to, że zdecydowałam się tu przylecieć.
Po odebraniu bagaży i przejściu przez kontrolę graniczną czeka mnie szukanie kierowcy, który jako jeden z trzystu (może czterystu), ma trzymać kartkę z moim nazwiskiem. Jestem pewna, że spędzę tu pół nocy i go nie znajdę (nie mam do niego numeru, jakby ktoś pytał). Cud! Zajęło mi to może minutę. Jaka jestem szczęśliwa, że mam już kogoś kto wie, gdzie jest mój hotel! Po drodze zderzam się z balijską kulturą. Nawet nie wiem, jak mam się zachować. Ten człowiek jest tak miły, że z przykrością stwierdzam sama przed sobą, jak bardzo nie jestem do tego przyzwyczajona. Nawet trochę zaczynam się obawiać, kiedy zatrzymuje się w pobliskim sklepie, żeby pomóc mi w zakupie karty z Internetem, płaci moimi pieniędzmi, które przed chwilą wymieniłam na lotnisku (ze stu dolarów zrobiło się kilka milionów indonezyjskich rupii, a ja nie mam pojęcia jak mam nimi zapłacić) i oddaje całą resztę tak, żeby widziała, że mnie nie oszukał. Później szczegółowo i cierpliwie odpowiada na setki zadanych przeze mnie pytań. Bezpiecznie dowozi mnie na miejsce i wcale nie chce za to worka złota. Rzucam walizki w kąt. Dochodzi druga w nocy, a ja niewiele myśląc – wychodzę pozwiedzać!!! Nie mogłam się powstrzymać, widząc po drodze co nie co nie zasnęłabym nie dotykając przynajmniej kawałka tego cudownego miejsca.
Jestem na jednej z głównych ulic, wokół mnie wataha psów (każdy kto mnie zna wie, że z psami nie mam najlepszych układów), ale tych się nie boję. Chodzą za mną, ale tak jakby pilnują, żebym się nie zgubiła, przynajmniej tak to sobie tłumaczę. Raz po raz zatrzymuje się auto lub skuter, Indonezyjczycy martwią się, że nie wiem gdzie jest mój hotel, chcą mi pomóc! A ja cała wystraszona myślałam, że jestem w Polsce, że ktoś czegoś ode mnie chce, że za chwilę wciągnie mnie do auta i koniec ze mną. Nie! Bali to najbezpieczniejsze miejsce, w którym byłam. To wyspa, na której każdy tubylec pomoże Ci, nie oczekując nic w zamian. Szok kulturowy po raz kolejny.
Pierwszy tydzień spędzam na obozie dla fitnessowych freak’ów. Jest fajnie, ale chcę czegoś więcej. Już wtedy wiem, że zorganizuję coś podobnego lecz znacznie lepszego, w piękniejszym miejscu na Bali i tylko dla kobiet. Po kilku dniach jestem dokładnie w tym miejscu – Sebatu, polecone przez znajomych, którzy się nie mylili. To miejsce magiczne, które na zawsze zmienia moje życie.
Prawie nie śpię, szkoda mi czasu. Łapię każdą możliwą chwilę będąc w tym miejscu. Wstaję długo przed wschodem słońca, żeby nie przegapić spektaklu świateł i dźwięków, kładę się spać późno w nocy, otulona odgłosami dżungli, która nigdy nie zasypia. Rozmawiam z ludźmi, którzy nie znają zachodniego świata. Dla nich złe intencje, walka o to kto ma więcej czy wyścig szczurów nie istnieją. Liczy się religia, rodzina i to, czy mają co jeść. Testuję ich, szukając złych intencji (na przykład w zaproszeniu do domu, w kontaktach między sobą), dopytuję, ale oni mnie nie rozumieją. Wierzą natomiast w karmę. Ale nie taką, długotrwałą, nie taką jak my, kiedy życzymy komuś, żeby do niego wróciła. Oni patrzą na siebie, wiedzą, że jeśli cokolwiek zrobią źle, następnego dnia może to do nich wrócić (na przykład w postaci choroby, deszczu czy wybuchu wulkanu). Ludzie piękni, zupełnie oderwani od znanej mi rzeczywistości.
Kolejne dni spędzam na planowaniu i sprawdzaniu miejsc, do których zabiorę uczestniczki Women’s Life Camp. Przeżywam niezwykłą przygodę, którą chcę się podzielić. Tańczę boso, biegam wśród pól ryżowych, jem banany na parze z najważniejszym człowiekiem w całej Indonezji (I Made Ada, któremu poświęcę osobny wpis), ćwiczę z czterdziestoma Balijkami wśród odymionych kadzidłami świątyń, wsiadam na huśtawkę, przypięta skromną liną, pięćdziesiąt metrów nad ziemią, a wesoły Balijczyk, któremu spodobały się moje krzyki rozpaczy rozpędza ją jeszcze mocniej, śmiejąc się w niebogłosy. Piję kawę z odchodów zwierzęcia, wchodzę na wulkan o piątej rano, żeby zobaczyć teatr świateł i kolorów, przechodzę ceremonię w świętej wodzie, śmieję się i płaczę na zmianę, oczyszczając się z wszystkich emocji, które do tej pory nie pozwalały mi pójść dalej. Wreszcie pozbywam się blokad w swojej głowie, uświadamiam sobie, że jestem warta o wiele więcej niż mi mówiono, że mam wiele zalet, które powinnam jak najszybciej wykorzystać po to, żeby być sama z sobą szczęśliwa. Dlatego chcę zabrać Cię do tego miejsca, chcę żebyś poczuła to co ja, otworzyła się na świat i na siebie, spojrzała na siebie łaskawiej ale i dostała zastrzyk motywacji do działania. Chcę, żebyś odnalazła swoje Bali, a ja Ci w tym pomogę.
Zobacz, gdzie będziesz i co zobaczysz, jeśli zdecydujesz się na tę egzotyczną wyprawę. Kameralny hotel położony jest nad prywatnym tarasem ryżowym, w samym sercu dżungli. Wybrałam to miejsce dlatego, że jest kompletne, przepiękne i ekskluzywne. Cały resort jest tylko dla nas. Obłędna kuchnia, w której spróbowałam chyba większości dań po to, żebym mogła wybrać dla Ciebie najlepsze (do wyboru jest opcja standard lub wegetariańska). Do tego pokoje urządzone z najlepszych materiałów z widokiem na tarasy ryżowe, basen z pięknym widokiem, specjalna sala do jogi i fitnessu oraz strefa SPA!
Program Women’s Life Camp zakłada wiele atrakcji i wycieczek, a także 22 treningi w trakcie 10 dni pobytu. Będziemy ćwiczyły przy wulkanach wśród promieni wschodzącego słońca, w świątyniach i wielu innych, egzotycznych miejscach. Wszystkie atrakcje są w cenie! Dwa posiłki dziennie, transport lądowy, opieka polskiego i balijskiego przewodnika również. Zapoznaj się z programem warsztatów:
Program obejmuje kontakt z niezwykłą balijską kulturą i sztuką (m.in. warsztaty u najsłynniejszego artysty w całej Indonezji)!
Jestem tancerką. Tańczę od zawsze, dlatego nauka tańca balijskiego była moim marzeniem. Ha! Kolejne spełnione do kolekcji. Podzielę się tymi przeżyciami z Tobą, zostanie Ci zrobiony make up, tak jak robią to Balijki, ubierzesz tradycyjny balijski strój i nauczysz się podstawowych kroków. Zakwasy murowane, ale przeżycia nieocenione. Sama zobacz:
Oczywiście nie zabraknie odpoczynku wśród palm, rajskiej plaży, szumu fal i czasu dla siebie. Zrobimy tam również trening! Zabiorę Cię do miejsc, z których nie będziesz chciała wyjeżdżać.
Co zyskujesz, biorąc udział w Women’s Life Camp?
– przygodę życia wraz z grupą kobiet, które tak jak Ty, chcą od życia czegoś więcej
– poznanie odmiennej, dziewiczej kultury
– odwiedzenie miejsc niedostępnych dla wielu turystów
– treningi w najpiękniejszych miejscach, pozbycie się zbędnych kilogramów
– odzyskanie równowagi mentalnej (joga, medytacja)
– odzyskanie wiary w siebie, wsłuchanie się w swoje potrzeby, motywacja
– nawiązanie znajomości, przyjaźni z niezwykłymi kobietami, które wzajemnie się wspierają
– relaks, odnowę fizyczną, odnowę mentalną, plan na siebie i swoje szczęście
Skorzystaj z możliwości, którą Ci daję. Pojechałam tam sama, sprawdziłam na sobie, teraz Ty możesz jechać ze mną i przeżyć te same, piękne chwile. Wszystkie szczegóły dotyczące terminów, rezerwacji, metod płatności znajdziesz na www.bali.labonitafit.pl Na pierwszy camp zostało ostatnich kilka miejsc, zwróć uwagę, że termin lutowy jest w promocyjnej cenie! Pamiętaj, że współpracuję z mBankiem, więc opcja płatności ratalnej na rzecz banku również jest możliwa. I ostatnie – to Ty decydujesz o sobie i o swoim życiu, jeśli chcesz spełniać marzenia – rób to, czas ucieka, łap każdą chwilę!